W Pasiece Krasnowo.
Pszczoły poszły do zimy z dobrze leczoną Varrozą. Leczyłem na początku sierpnia, kwasem mlekowym, a w październiku Apiwarolem. Na zimę karmiłem syropem cukrowym 1:1 i 2:3, z cukru buraczanego z Biedronki :0. Zima była łagodna i krótka, wiosna przyszła szybko, marzec i kwiecień były ciepłe i sprzyjały rodzinom pszczelim w rozwoju. W tych miesiącach rodziny miały dostęp do świeżego pyłku leszczyn i wierzb. Z czego byłem bardzo rad, ponieważ układając ramki w ulu, na jesieni, tak jak powinny być zestawione na zimę, stwierdziłem niewielkie ilości zapasów pierzgi. Szczególnie w odkładach, które zużyły zapasy pyłku, aby dojść do odpowiedniej siły. Tak wczesna i ciepła wiosna
zbytnio rozbudziła nadzieję na dobre zbiory miodu. Psuć się zaczęło do 1 maja, zrobiło się zimno, przymrozki zdewastowały kwiaty i zawiązki kwiatowe, akacja zmarzła całkowicie, mniszek i inne rośliny miododajne również dostał popalić. Pierwszy raz wywiozłem na rzepak, tam też -6C musiało odbić się na zbiorach, po za tym odmiana tego rzepaku należała do słabo nektarujących (dowiedziałem się o tym post faktu).
Zaplanowana na ten okres hodowla matek przebiegała w bardzo trudnych warunkach. Pierwsza seria przekładanych larw, słabiutko na 30 miseczek dociągniętych 10. Ciekawostka jaką zauważyłem to że w rodzinach Buck fast lawy jedno dniowe był w mniejszym stopniu podlane mleczkiem niż to miało miejsce w rodzinach z pszczołą krajńską. Nie jest to tylko moja obserwacja.
Maj – czerwiec pogoda nie rozpieszczała zimo i deszczowo. Ponieważ wczesną wiosną pogoda zapowiadała świetny rozwój rodzin byłem przekonany o tym że pszczoły chętnie będą wydawać roje. Ponieważ maj przyhamował pszczoły w rozwoju, w rozstawione przeze mnie rojołapki nie złapała się ani jednaj pszczoła, nie mówiąc roju.
Zbiory miodu były najsłabsze do kilku lat, miał na to wpływ przebieg zjawisk w pogodzie, przymrozki, chłody z deszczem, niskie temperatury z wiatrem.
Pomimo przeciwności kontynuowałem hodowlę matek, przełożyłem kilka serii larw uzyskując niezłe przyjęcia. Unasiennianie matek przeprowadzałem w ulikach weselnych czterorodzinnych, mojej konstrukcji, które oceniam pozytywnie, łatwość obsługi i co ważne duży procent powrotów z lotów weselnych. Moje uliki weselne są „duże”. Nasiedlam je również dużą ilością pszczół. Co to daje?
Otóż można przypuszczać że zwiększona liczba pszczół w uliku skutkuje tym że matka wylatując na lot godowy ma liczniejszą grupę pszczół towarzyszących. Pszczoły które, wylatują razem z matką na lot godowy, mogą naprowadzać matkę na właściwy kierunek powrotu, do tego stanowią w przypadku ataku drapieżników ochronę. Ptak który chce złapać pszczołę nie zastanawia się z jaką pszczołą ma do czynienia. Szansa że będzie to matka wzrasta kiedy nasza przyszła królowa niema świty lub jest ona mała. . Unasiennione matki podawałem do odkładów bądź do rodzin macierzystych.
Marzec 2014